Liban, Palestyna i Egipt

Posted: 13 grudnia 2013 in Armia Andersa, Sybiracy

W końcu sierpnia 1943 roku, a więc już po utworzeniu 2 Korpusu opuściliśmy Irak i transportem samochodowym przez Transjordanię i Syrię pojechaliśmy do Libanu na ćwiczenia wysokogórskie 3 DSK. Liban to przepiękny kraj. W pamięci najbardziej utrwaliły mi się wspaniały zamek Krzyżowców – Craque des Chevaliers – wykuty w połowie wysokości kilkusetmetrowej skalnej pionowej ściany, cedrowy las, Tripoli oraz Beyrut.

W czasie jednej z przepustek do Beyrutu wstąpiłem do napotkanej przypadkowo księgarni i kupiłem, aż trudno w to uwierzyć, historię literatury polskiej profesora Krzyżanowskiego i podręcznik z matematyki dla klas gimnazjalnych po francusku (języka francuskiego uczyłem się w gimnazjum do 1939 roku, więc ze zrozumieniem tekstu nie miałem większych trudności). Obie książki trzymałem w plecaku i w wolnych chwilach albo czytałem historię literatury polskiej, albo rozwiązywałem zadania z arytmetyki lub trygonometrii. Książki te miałem w plecaku w czasie całej kampanii włoskiej. Koledzy i dowódca plutonu często widzieli mnie czytającego literaturę lub rozwiązującego zadania. Podobało się im, że mają wśród siebie mądrego szeregowca, moje samokształcenie się wcale im nie przeszkadzało.

Z Libanu wyjechaliśmy do Palestyny, gdzie po dziesięciodniowych ćwiczeniach całego 2 Korpusu, wszyscy żołnierze otrzymali tygodniowe urlopy, umożliwiające im zwiedzenie i pożegnanie się z Ziemią Świętą, przed spodziewanym wyjazdem na wojnę w Europie. Zwiedziłem bardzo dokładnie Jerozolimę, z jej świętymi miejscami i zabytkami oraz Betlejem i Nazaret. Wykąpałem się też w Morzu Martwym. W listopadzie 1943 roku dowiedziałem się z czytanego przez szefa rozkazu, że żołnierze, którzy ukończyli w 1939 roku trzy lub cztery klasy gimnazjalne mogą zgłaszać się na egzamin z tzw. małej matury. Egzamin miał się odbyć przy szkole junaków w miejscowości Rehovot. Natychmiast zgłosiłem się i dostałem skierowanie. Rozkaz wyjazdu dostałem głównie dzięki dowódcy plutonu, który bardzo mnie lubił i chciał jakoś mi pomóc.

Egzamin odbył się w dniach 20-22 listopada 1943 roku. W szkole do egzaminu przystępowało około 120 żołnierzy. Zdawałem egzamin z 4 klas gimnazjalnych. Język polski, matematyka i fizyka poszły mi dobrze – zdałem i to nawet na czwórki. Zaciąłem się na historii. Prawie nic nie wiedziałem o Piłsudskim (to był materiał 4-ej klasy gimnazjalnej), a ja przecież do 4-ej klasy nie chodziłem, a w 10-latce tego oczywiście nie uczono. Egzaminator z historii powiedział mi, że jeśli zdam geografię (to był ostatni egzamin), to mi też zaliczy historię. Geografię zdałem, byłem więc pewny, że maturę mam w kieszeni. Jakież jednak było moje zdziwienie i zaskoczenie, gdy następnego dnia otrzymałem na zbiórce świadectwo tylko z 3-ch klas gimnazjalnych z ocenami od góry do dołu dostatecznymi (patrz kopia świadectwa, Zał. 10/5-1). Nie było i nie dano mi możliwości ani się skarżyć ani kwestionować. Po cichu wyjaśniono, że był „limit” tylko na 60 osób i to tylko dla tych, którzy już są w szkołach podchorążych. Byli to oczywiście synkowie wyższych oficerów lub ich protegowanych, którzy mieli często tylko jedną klasę gimnazjalną. Plebs na dole musiał się zadowolić świadectwem z 3 klas).

Co było robić. Wziąłem świadectwo i wróciłem do jednostki, mając za sobą pierwsze poważne doświadczenie życiowe, że nie wiadomości, ale znajomości są ważne! W jednostce powitano mnie ze zdziwieniem i pewnym szacunkiem – no proszę, dostał świadectwo z 3 klas gimnazjum, co znaczy, że nie jest taki głupi i być może będą jeszcze z niego ludzie. Sam też poczułem się pewniej. Już nie byłem tym najgorszym z niewiadomo jakim wykształceniem.. Na tych, którzy ukończyli tylko kilka klas szkoły podstawowej mogłem już patrzeć z góry. Miałem tylko niesmak, i to pozostało mi do dziś, z powodu tych od góry do dołu ocen dostatecznych. Choćby jedną czwórkę wpisali. A przecież zdobyłem ich parę na egzaminie. No, ale trudno, schowałem świadectwo i stałem się żołnierzem, o mało co, z cenzusem. O tym, że w Palestynie w miejscowosci Bar-Bara było gimnazjum 3 DSK z trzecią i czwartą klasą nic wtedy nie wiedziałem. I tak, jako szeregowiec 4 kompanii 3 baonu łączności powędrowałem na początku grudnia do Egiptu. Staliśmy w obozie Quassasin niedaleko Kairu. Mieliśmy dużo wolnego czasu, więc zwiedzaliśmy Egipt. Zobaczyłem Kair i byłem w muzeum starożytnego Egiptu. Obejrzałem też piramidy faraonów w Gizeh pod Kairem i sławnego Sfinksa. Wlazłem na piramidę Cheopsa i byłem w jej wnętrzu – w komorze grobowej Faraona. Zwiedziłem też sławny kairski ogród zoologiczny.

Dnia 12 grudnia – pogotowie marszowe. 14 grudnia jedziemy samochodami do Port Saidu i ładujemy się na statek, który zawiezie nas do Europy.

Dodaj komentarz